Horror z happy endem
Spotkanie z LKS Lubatowa zapowiadało się na trudne i jak się okazało takie też było.
Do meczu przystępujemy w trochę zmienionym składzie i ustawieniu. Do napadu w miejsce nieobecnego Rafała Szmyda przeszedł Dawid Surmacz, jego miejsce na środku pomocy zajął Grzegorz Kwolek, do środka obrony przesunięty został Daniel Czekański a na prawej obronie zagrał Tomasz Krauz. Reszta składu pozostała niezmieniona z poprzedniego meczu.
Początek spotkania i rzucamy się do ataku - fantastycznym, mocnym strzałem popisuje się Grzegorz Kwolek - piłka po jego uderzeniu odbija się od poprzeczki i przed linią bramkową gdzie wybijają ją obrońcy. Dosłownie centymetr niżej i mielibyśmy pierwszą bramkę w meczu.
Nie przestajemy atakować i mamy kolejne dobre okazje m.in. Dawid Surmacz mija bramkarza ale w trudnej pozycji zbyt lekko kopnął piłkę i obrońca kolejny raz wyręcza bramkarza.
W tym fragmencie meczu goście nie mogą przedostać się pod nasze pole karne.
W 20 minucie Dawid Szczęsny schodzi do prawej strony i niepotrzebnie fauluje przed polem karnym napastnika gości. Błąd krycia i kompletnie niepilnowany zamykający wrzutkę zawodnik z Lubatowej zgrywa piłkę głową do środka a tam jego kolega Tomasz Kania dopełnia formalności strzelając bramkę z najbliższej odległości i znów musimy gonić wynik.
Na domiar złego po tej bramce jakby zeszło z nas powietrze - z minuty na minutę coraz bardziej oddajemy inicjatywę gościom a do tego Konrad Szmyd przy jednym ze sprintów nabawił się kontuzji i musiał opuścić pole gry a jego miejsce zajął Adrian Kłapkowski.
Do przerwy wynik nie uległ zmianie pomimo dogodnych sytuacji z jednej i drugiej strony.
Na drugą połowę wychodzimy zmotywowani i z przekonaniem, że ten mecz po prostu musimy wygrać innej możliwości nie ma.
Tak jak w pierwszej połowie rzucamy się do ataku i tak jak w pierwszej połowie nic z tego nie wynika. Lubatowa ogranicza się do kontrataków na zasadzie "piłka w przód a może coś z tego będzie" i kilka razy z takich pozornie niegroźnych sytuacji mogliśmy stracić bramkę.
Od początku drugiej połowy goście przyjęli zasadę byle dalej od własnej bramki i jak najwięcej czasu urwać padając na murawę i prosząc o pomoc w każdej możliwej sytuacji kontaktowej.
My z przekonaniem że w końcu musi coś wpaść spokojnie konstruujemy kolejne akcje i marnujemy kolejne okazje.
W ok 70 minucie Patryk Chrobak zostaje brutalnie zatrzymany przed samym polem karnym lecz sędzia nie dopatrzył się przewinienia przeciwników. Na szczęście po udzieleniu pomocy Patryk wraca na boisko i już po kilku minutach (dokładnie w 75 minucie) "mści się" za faul strzelając bramkę wyrównującą.
Do końca pozostało 15 minut. Dla nas czas uciekał bardzo szybko dla gości ciągnął się niemiłosiernie. Goście próbują na siłę "coś ugrać" - w jednej sytuacji napastnik Lubatowej pada w naszym polu karnym, na szczęście sędzia główny, (który od początku do końca bardzo dobrze prowadził te zawody) nie daje się nabrać na jego sztuczkę i nie dyktuje "jedenastki".
Z takich godnych uwagi sytuacji goście mieli jeszcze rzut wolny z ok 18 metrów, na szczęście dobrze ustawiony bramkarz broni pewnie ten strzał.
Kiedy wszyscy już myśleli, że będzie kolejny podział punktów mamy rzut wolny prawie z linii pola karnego po zagraniu ręką przez zawodnika gości. Do piłki w takich sytuacjach zawsze podchodzi Grzegorz Kwolek i tak było również tym razem.
Lubatowa ustawiła liczny mur (chyba zbyt liczny bo bramkarz był schowany za murem), a Grzesiek ze spokojem w swoim stylu strzela bramkę przy słupku (trochę szczęśliwie po rękach bramkarza) - euforia na trybunach, teraz tylko trzeba dowieźć wynik do końca.
Na szczęście udaje nam się dotrwać do ostatniego gwizdka i możemy się cieszyć z kolejnych 3 punktów.
Potwierdziła się reguła, że w meczu pomiędzy Kombornią a Lubatową wygrywa gospodarz choć mamy nadzieję zrobić wyjątek od tej reguły w rundzie wiosennej :-)
Drużynie z Lubatowej dziękujemy za mecz i życzymy powodzenia w dalszej części sezonu a my już za tydzień spotkamy się z drużyną LUKS "Beskid" Posada Górna.
Już teraz zapraszamy wszystkich kibiców na to spotkanie, a poniżej prezentujemy bramkę strzeloną przez Grześka (nagranie udostępnione przez Norberta Lisowskiego).
Komentarze